piątek, 1 listopada 2013

rozdział pierwszy.

- Ann! Jaden! Śniadanie! - usłyszałam dobiegający głos mojej mamy z kuchni. Spojrzałam na różowy zegarek stojący na moim stoliku który pokazywał dziewiątą. Przetarłam dłońmi twarz i powoli zeszłam na dół po schodach.
- Nie wiem czy wiesz mamo, ale są wakacje. - powiedziałam zaspanym głosem biorąc szklankę soku do ręki. Gdy odkładałam ją do zlewu do kuchni wszedł ledwo przytomny Jaden, mój przyrodni brat. Moi rodzice zaadoptowali go dwa lata wcześniej przed moimi narodzinami, wtedy lekarze mówili im, że nie mają szans na dziecko.
- O której wróciłeś? - spytała Jadena mama.
- Przed pierwszą jakąś. - odparł jedząc kanapki.
- Czyli o drugiej, rozumiem. - westchnęła biorąc swoją torebkę. - Idę do pracy, dacie sobie radę. - ucałowała nas w czoło i wyszła z domu.
- Zaraz wychodzę. - powiedział popijając sok.
- Do Justina? - spytałam niepewnie.
- Może. W sumie nie wiem czy czasem jeszcze nie posuwa swojej byłej. - zaśmiał się. Dla mnie osobiście, to była głupota jak oni oboje się zachowywali. Justin jest o dwa lata starszy od Jadena, czyli ma dokładnie dziewiętnaście lat, a jak na swój wiek jest dość dziecinny. Ma piękne rysy twarzy oraz wyrzeźbioną sylwetkę. W sumie ideał dla nastolatki, jednak nie szalałam za nim jak reszta, choć mogłam i miałam do tego powody. Wyczuwałam w nim coś nieprzyjemnego. Nie brał nic na poważnie, dodatkowo to on wkręcił mojego brata w alkohol, seks i narkotyki. Nie potrafiłam mu tego wybaczyć. Wielokrotnie przybywał w naszym domu, wtedy przyglądałam mu się z ukrycia. Wydawałoby się, że tylko udaje takiego „bad boya”, choć naprawdę był normalnym, czułym chłopakiem.

Siedziałam samotnie w domu przed telewizorem zajadając kukurydziane chrupki. Od razu można zauważyć jak genialnie spędzam swój czas. Oglądając jeden z amerykańskich programów powoli stawałam się senna. Prawie już nawet zasnęłam jednak obudziło mnie dobijanie się do drzwi. Nie miałam pojęcia kto mógłby przyjść do mnie o tej porze. Wstałam natychmiast by je otworzyć, u progu zauważyłam moją najlepszą koleżankę. Nie jestem pewna czy powinnam nazywać ją przyjaciółką. Shay, bo tak właśnie ma na imię weszła do środka za nim jeszcze zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Spojrzała na mnie zaczynając podskakiwać i piszczeć z radości.
- Co się stało? - spytałam zdezorientowana unosząc brwi do góry. Dziewczyna rzuciła mi się na szyję, a ja nabrałam powietrza.
- W końcu nastał ten wyczekiwany dzień. - powiedziała wyciągając z swojej prawej kieszeni telefon. - Justin zerwał z Victorią. - słysząc czym tak strasznie się cieszy, westchnęłam opierając się o ścianę.
- I co w takim razie? - spytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Uhuu. - pokiwała mi dłonią przed twarzą. - Nie wiesz? Mam u niego szanse. Może teraz w końcu na mnie spojrzy, a twój brat, a raczej ty mi w tym pomożecie.
- O nie, nie, nie. - zaczęłam protestować. - Nie ma takiej mowy, nawet nie zacznę takiego tematu z Jadenem, a co dopiero z nim. Zresztą, on nie jest dla Ciebie.
- Co ty tam wiesz. To jest ideał Ann. Ideał!
- Wiesz, w sumie to masz rację. Będziecie świetną parą, ale ja Ci nie pomogę.
- No proszę. Co Ci szkodzi? Twój brat się z nim przyjaźni, więc nie będzie nic dziwnego jeśli z nim pogadasz.
- Co ja bym miała mu powiedzieć? To, że moja stuknięta koleżanka szaleje na jego punkcie i ma na Ciebie zwrócić uwagę?
- Dzięki wiesz, zawsze można na Ciebie liczyć. - wywróciła oczami z złości. - Zachowujesz się jakbyś chciała go mieć tylko dla siebie.
- Oczywiście, bo kręcą mnie tacy jak on.
- To może chociaż się dowiesz kiedy będzie u Ciebie w domu, a ja wtedy przyjdę?
- Może być. - odpowiedziałam jakbym już nie miała siły na dalsze dyskutowanie z nią.  

Króciutki ponieważ chciałabym zobaczyć czy odpowiada Wam styl w jakim piszę. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, walcie śmiało. Dopiero zaczynam więc na pewno się przydadzą wasze wskazówki. Proszę o komentarze. Kocham Was! 

środa, 23 października 2013

Prolog

"Nie wiem o nim tyle ile powinnam. Jego zachowanie znam jedynie z własnych obserwacji. Teraz muszę zrobić wszystko, aby mu pomóc. Nie wiem, czy traktuję go jedynie jako brata, czy może kogoś więcej. Nie wiem... Straciłam już jednego brata, więc muszę uratować chociaż jego. Chcę tego."

Gdy ginie starszy brat Ann, dziewczyna próbuję ocalić jego przyjaciela, który niedługo może podzielić ten tragiczny los. Na początku ma wrażenie, że pomaga swojemu drugiemu bratu, choć z każdym dniem uświadamia sobie coś innego. Naraża się na niebezpieczeństwo, niewolę, ryzyko zajścia w ciąże, a nawet śmierć. Może wydawać się nieodpowiedzialna i niepoważna, lecz z czasem jej motywy ukażą wydarzenia zupełnie w innym świetle.
Na jak wiele pozwoli jej chłopak? Czy zdobędzie jego zaufanie? Czy przeżyje? 

W sumie prolog mi nie wyszedł. Mam wrażenie, że nie pokazałam Wam tego tak jak chciałam. Chociaż mam nadzieję, że i tym się nie zniechęciliście do czytania. 
Jeśli już tu jesteś, proszę zostaw komentarz. To dla mnie ważne, bo nie mam pojęcia czy wgl jest sens pisania. A jeżeli chcesz zostać informowanym zostaw swój nick na twitterze w komentarzu lub po prostu do mnie napisz: @bieberahs!